1 Followers
26 Following
rodenhghe

rodenhghe

Opisujemy grę PC Assassin’s Creed 3 Remaster

Pierwotnie stracona na PlayStation 3 i Xboxa 360 w 2012 roku, 7 lat później ląduje na najnowocześniejszej generacji. Podkręcona do 4K, wyżyłowana do miar możliwości, z ostatnimi teksturami i kształtami postaci. Odświeżona edycja drinka z najpopularniejszych hitów ze stajni Ubisoftu. Trzecia część serii Assassin’s Creed pobiła wiele rekordów, zdobywając mnóstwo wartościowych nagród. Sprawdźmy zatem, czy warto powrócić do XVIII-wiecznej Ameryki i zawalczyć o niepodległość.

Nie istnieję zwolennikiem przywracania do jedzenia takich tytułów, tymże specjalnie z starej generacji. Wolałbym, żeby rozgrywało się wtedy na myśli wstecznej kompatybilności. Można jednak, za sprawą oprogramowania, podkręcić rozdzielczość, dodać kilka usprawnień, załatać największe bugi i udostępnić to klientom za darmo. No niestety, świat aż tak wspaniały nie jest, a remastery rządzą się swoimi prawami. Premiera Assassin’s Creed III: Remastered zrobi się już jutro (29.03), dlatego wskoczyłem raz więcej do świata templariuszy, by zobaczyć, czyli w ogóle warto wydać 139 ciężko zarobionych złotówek.

Drinkiem z istotnych warunków będzie odświeżona oprawa graficzna, którą opracuję w liczby kolejności. Był dużo mieszane odczucia już po uruchomieniu. Z pewnej strony zdaje sobie sprawę, iż to termin mający korzenie w poprzedniej generacji, co odczuwalne jest na każdym etapie. Grafika, obiektywnie rzecz mając, nie robi dziś wielkiego wrażenia. Widzimy spore naleciałości z 2012 roku, błędy w cieniowaniu, kłopoty z modelami postaci, oj, mnóstwo tego. Z przeciwnej części – przepaść między oryginałem a remasterem jest wysoka i przypomina Wielki Kanion.

Patrząc przez pryzmat remastera, tekstury są teraz oryginalne i ciężkie, dostaliśmy o dużo ciekawsze efekty oświetleniowe, mnóstwo szczegółów i wspaniały HDR. Boston, dla przykładu, robi imponujące wrażenie, mocno zyskując na czasie. Razi mnie trochę zakres rysowania obiektów, który, jak podejrzewam, ze powodu na obniżenia silnika, nie został zanadto poprawiony. Po wdrapaniu się na wierzch jakiegoś domu nie widzimy wielu celów w oddali. Szybko tracą swoją szczegółowość, co psuje podziwianie krajobrazów. W oczy przenosi się i zmieniona kolorystyka. Wersja z 2012 roku w większości była szarobura, przybrudzona i kilku atrakcyjna. Tutaj z zmiany jest oczywista feeria barw. Kolory zostały zadowolone i podkręcone, natomiast w zintegrowaniu z nowymi teksturami dają zdecydowanie lepszy efekt. Gra tym zerknijcie na ostatnie dużą roślinność, zieleń, piękne elementy ubioru czy światła świec. Gra zyskuje z okresem, im znacznie tym ładniej.

W myśli pozostała mi także jeszcze pewna rzecz. Podczas dalekiej wyprawy, na statku do Ameryki, brakuje mnóstwa cieni. Ostre tekstury zlewają się w poszczególną, brązową papkę. Padający później, ulewny deszcz nie pomaga tego doświadczenia. Bardzo to zawsze oceniam przez pryzmat współczesności, bo grę przystosowano do nowych standardów, przecież tworzę na wycieczce korzenie sięgające poprzedniej generacji. Najgorsze w niniejszym pełnym są plastikowe modele większości osoby – oczy nie wyrażają absolutnie żadnych emocji, twarze pozbawiono mimiki, ciężko się na nie patrzy, a także gorzej słucha, bo ustami poruszają bardzo niemrawo. Podobać się mogą za to kwestie odgrywające ważne role fabularne, przy jakich zajmujemy wyraźnie dużo szczegółów.

Plusów jest całe multum – wypunktuję rozdzielczość, ostrą jak brzytwa, doskonałe wygładzanie krawędzi i układ innych zmian, co szczególnie dokładnie jest poniższy film. Ubisoft dołożył wszelkich starań, by technicznie wycisnąć ostatnie wyciągi z silnika „Anvil”. Chodzę na PlayStation 4 Pro, to mam tutaj dostęp do 4K. Posiadacze PS4 i popularnego Xboxa One zdobyli stare, dobre 1080p. W pewnym sensie daje mi trudność właściwa ocena oprawy graficznej, bowiem z samej części jest mocno przestarzała, nie robiąc dziś żadnego wrażenia, działaj z nowej… Różnice są kolosalne względem oryginału, więc podczas podsumowania będę zmagać się z pewnym orzechem do zgryzienia.

Pod względem gier jest zazwyczaj dobrze także nie ma żadnych spadków, ale problem pojawia się w zamkniętych pomieszczeniach, i już szczególnie wtedy, gdy przez okna wpada mocne światło słoneczne. Silnik technicznie pewnie nie wyrabia, gra łapie zadyszkę, a klatki przechodzą na łeb na szyję, powodując wyraźne zacinanie animacji. Efekt mówi się praktycznie za wszystkim razem, zarówno podczas gry jak i cut-scenek. To raczej przeszkadza w odkrywaniu świata.

Kolejnym z punktów, który wziąłem na warsztat, jest oprawa dźwiękowa – bardzo się w nią wsłuchałem. Efekty przerosły moje oczekiwania. Śpiewy marynarskich szantów podczas urządź są głębokie i donośnie, kapitalnie budując klimat ogromnego galeonu. Stłumione odgłosy obitych pięści, krzyki, wszelkie elementy otoczenia budują XVIII-wieczną atmosferę. Przyjeżdżając do Bostonu, zwracamy się na dzwonach, głosach, wszechobecnym szumie, a gwar wszystkiej z rozmów przytłacza nas z różnych stron, sprawiając poczucie miejskiej dżungli.

Również jest podczas walki – uderzenia stali wybrzmiewają groźnie, z prawdziwą sobie siłą niosąc poczucie trafionego ciosu, strzały z broni są potężne, robiąc wrażenie posiadania mocnej giwery w ręku, a wszystkiego typie działania potęgują delikatnie dobrane, ciekawe odgłosy pasujące do okoliczności. Zespół deweloperski odwalił kawał dobrej pracy! W lesie słychać szum drzew bujających się na wietrze, a podczas chodzenia po śniegu, wodzie czy liściach usłyszymy charakterystyczne dźwięki. Wszystko istnieje na środowisku.

Muzykę w Assassin’s Creed III w sumy skomponował szkocki artysta – Lorne Balfe. Kompozycja zwraca się z 25 utworów, będąc zarazem ważną w sprawie serii, jakiej nie przygotował Jesper Kyd. Szkot spełnił swoje działanie znakomicie, dostarczając przekrój gatunkowy, pasujący do wzrostu technologicznego ówczesnej, XVIII-wiecznej ameryki. Wrażenie wygląda na mnie szczególnie kawałek tytułowy, ale dobry jest ponad „Fight Club” (te skrzypce!) czy „An Uncertain Present”.

 

Balfe był naprawdę trudne zadanie, by udźwignąć to, co wcześniej wyczarował utalentowany Jesper Kyd. Kompozycja wyszła mu jednak znakomicie, prezentując kapitalne brzmienia, rzadko kiedy przeplatane słabszymi kawałkami. Utwór tytułowy rozpoczyna się spokojnie, aby z czasem przejść do większej tonacji, korzystając z pełnej gamy instrumentów. Mocne uderzenia perkusji, wyrazistość i gra, tak przecież bliska Stanom Zjednoczonym, brzmią jak dobry koncert. Mocny plus za to, bardzo wam polecam wrzucić sobie ten soundtrack na słuchawkach i odpłynąć galeonem do Ameryki.

Remaster nie wprowadził żadnych zmian do walki, udostępniając w prywatnej podstawowej wersji wszystkie dane dodatki. Dalej stanowimy też same animacje, strukturę walki, misje czy schematy, utarte już dla serii Assassin’s Creed. Nie istnieje więc takie złe, bo twórcy wiele dziedzinie zrealizowali tu w fantastyczny sposób. Już samo przesuwanie się po mieście daje nam mnóstwo satysfakcji. Postać automatycznie skacze podczas biegu, chwyta różnych krawędzi, dobiera odpowiednie odległości czy wdrapuje się po gzymsach. Jest ostatnie płynne, intuicyjne i łatwe, co zresztą rozumiem jako samą z najliczniejszych wartości całej serii. Inaczej prezentuje się walka. Jak taka realistyczna, a poprzez to niezwykle toporna. Możemy tu blokować ciosy, parować je, kontrować, posiadamy także innego typie „finishery”, dzięki którym widowiskowo wyeliminujemy kolejnych przeciwników.

Jest w ostatnim pełnym nieco gimnastyki, nastawionej na refleks. Bohater potrafi zablokować także ciosy zadawane od tyłu. Poradzimy sobie z wieloma przeciwnikami jednocześnie, atakujących nas z jakiejś strony niczym wygłodniałe stado wilków polujących na zwierzynę. W współzależności od tego, albo w ręce mieć będziemy miecz, sztylet czy karabin z muszkietem, nasze ruchy zostaną dobrane pod powierzchnia i obowiązek broni. Daje to grze nieco kolorytu, wymuszając właściwe podejście do walk.

Te nie są przesadnie wymagające, nie udało mi się zresztą zginąć podczas zabawy. Doceniam, że twórcom wybierało się mieszkać z odwzorowaniem przeładowania każdej z stoi palnych, co zajmuje przy niektórych mnóstwo czasu oraz znacząco wybija nas z biegu. Po takim momencie traktował tegoż raczej dosyć, skoro nie lubię za przesadnie realistycznymi grami akcji, jakie z prawa realistyczne nie są. Formuła serii dla dużo darmowe gry klocki kobiet będzie często odgrzewanym, niesmacznym kotletem, w smaku z złą panierką. Ja sobie dawkowałem Assassin’s Creedy, nie grając wcześniej w trzecią część, a moje doświadczenia z konkurencje są całkiem pozytywne.

Jesteśmy tutaj szereg fajnych smaczków do użytkowania. Jest choćby lina, którą podwiesimy wrogów na drzewach (po których dodatkowo swobodnie poskaczemy). Mamy szeroki wachlarz broni (w ostatnim łuki), możemy skórować zwierzynę, czy złapać wroga i sprawić z niego prawdziwą tarczę. Przed wzrokiem oponentów schowamy się w dużej trawie lub za drzewem, i czasem przyjdzie nam używać dwóch różnych broni jednocześnie. Roślinę i faunę urozmaicają przeróżne zwierzęta, w ostatnim wilki czy niedźwiedzie. Twórcy dopracowali też jazdę konno, natomiast w trakcie gry nie mogło właśnie zabraknąć rekrutowania asasynów – naszych przyjaciół podczas walki. Mają oni szeregiem ciekawych umiejętności, w obecnym drogą wszczynania zamieszek, czy udawania eskorty prowadzącej przestraszonego więźnia. Znacznie urozmaicają przemierzanie następnych lat historii Connora (jakim to zwany jest Rotonhnhake:ton).

Jakie mam pewne zarzuty? Głównie ruszające się, średnio dobre momenty fabularne i oskryptowane, powtarzalne misje, które w kółko realizują podobne schematy. Walka, po kilkudziesięciu kolejnych potyczkach zaczyna męczyć, głównie dlatego, że w kółko robimy podobne rzeczy. Poza tymże jest toporna. Brakuje nowych ciosów, rozwoju postaci, czegoś zachęcającego do przemierzania kolejnych kilometrów. Często zmieniałem broń, by jakoś sobie te przyjemność urozmaicać a wszelkie szczęście, że w trakcie rozgrywki zwiedzamy wiele nowych miejsc, co nieco ratuje sytuację. Poza tym dostajemy tutaj fajnie wdrożony system pogodowy, a na swojej możliwości odwiedzimy też ośnieżone lokacje. Nie podobało mi się i myślenie o osadę, jej rozbudowa czy wszystka interakcja. Dla mnie strata czasu.

Fabularnie Assassin’s Creed III nie porywa, ale historia wiąże się wokół określonego celu. Główny bohater całej serii – Desmond Miles, odwiedza świątynię wymarłej, starożytnej rasy, która stała niemal całkowicie zniszczona przez globalną katastrofę. Teraz, 21 grudnia 2012 roku, historia może się powtórzyć – nadciąga tragiczny w produktach, potężny rozbłysk słoneczny. Wewnątrz groty ukryto informacje, które mogą posłużyć przetrwać nadciągające wydarzenia. Żeby przyjąć się do świątyni, wskazany będzie wynik. Desmond nie jest nowego wyjścia, wykorzystuje animusa w końcu wskoczenia do wspomnień swoich przodków. Jednym spośród nich jest silny mistrz templariuszy – Haytham Kenway. Podczas pierwszej prac, w Royal Opera House w Londynie, Kenway zabija swojego przełożonego i zatrzymuje jego medalion, będący sposobem do świątyni. Potem rusza w bardzo dużą, trwającą 72 dni wyprawę do Ameryki.

Na mieszkaniu okazuje się jednak, że medalion zatem nie wszystko. Akcja przeskakuje do 1760 roku, gdzie widzimy dzieciństwo Rotonhnhake:tona – młodego metysa przebywającego w kolonialnej Ameryce z czasów walki o odzyskanie niepodległości. Prawdziwa historia podejmuje się dopiero w aktualnym składniku i idzie aż do 1783 roku, w jakim zakończono blisko ośmioletnią wojnę. Na swojej drodze spotkamy wiele innych, ciekawych postaci, w współczesnym Benjamina Franklina, posiadającego swój zakład w Bostonie. Potrafimy mu nawet pomóc zdobyć wszystkie, zagubione strony almanachu zawierającego niezwykłe wynalazki. Niestety, zakończenie bardzo mnie rozczarowało. Jest przedłużane i bynajmniej nie jest znacznie zgodnego z rzeczywistością. Gra próbuje wiernie odwzorować realia epoki, będąc przy tym niekonsekwentną. To zdecydowanie fikcja, wiem, ale niestety, że bogu nie zdecydowali się na ważniejszą autentyczność.

Pod wieloma względami to dobrze udana produkcja. Ubisoft wykonał kawał dobrej roboty, oprawa graficzna została godnie podrasowana, a zdecydowana większość punktów w atrakcji wymieniona na znacznie ładniejsza. Poprawiono kolorystykę, podniesiono jakość tekstur, wrzucono zupełnie inne efekty oświetleniowe i doprawiono rozdzielczością 4K z HDRem. Co bardzo, w doborze znajdziemy również Assassin’s Creed III: Liberation, również zremasterowany i dostosowany do ostatnich standardów. Gra pierwotnie pojawiła się ale na PlayStation Vita, by dwa lata później trafić na całe duże konsole. Dziś otrzymujemy ją w ramach zakupu ACIII: Remastered, jako świetny dodatek. Niestety, nie jest więc produkcja wysoko oceniania (70%), tylko dla miłośników części będzie smakowitym kąskiem do schrupania.

Konstrukcja pracy w ACIII kompletnie nie porywa, gra jest wystarczająco ciężka i nudzi po jakimś etapie, tylko za to konkurencja i fabuła dalej potrafią wciągnąć na dalekie godziny. Nie umiem, kiedy zatem się stało, a za rzecz ten Assassin’s Creed zdobył szereg nagród, wydając się niczym nowe bułeczki, w mierze blisko 12 mln egzemplarzy. Krytycy docenili pracę za „najlepszą narrację”, „najlepszy dźwięk”, „najlepszą technologię” czy „inne powodzenia w animacji”. Assassin’s Creed III otrzymał również kilka tytułów gry roku, oraz w Polsce przez łącznie cztery tygodnie zajmował ważne zajęcie na liście bestsellerów Empiku. Nieźle.

Albo to wystarczy, żebyście wydali 139 ciężko zarobionych złotówek? Myślę, że niekoniecznie. Jeżeli chodzili wcześniej w niniejsze odsłonę, toż nie macie tu czego szukać. Gdy przecież nie, to podobnie jak ja, możecie zawalczyć o wolność w blasku amerykańskiej dumy i chwały, rozkoszując się bitwami morskimi, przemierzaniem Bostonu i elementami wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Poznacie historię postaci, która rywalizuje o konieczność ludzkości w odmienny sposób. To bardzo dobra gra, chociaż naleciałości z starej generacji ważne są na dużo stronach.